Wyjazd na Święto Roweru do Brześcia - 25-27.07.2014 Drukuj

 

Białoruś ? nasz wschodni sąsiad, Brześć ? miasto, w którym urodziła się polska aktorka Nina Andrycz. Jedziemy. Pretekstem stają się obchody 995 rocznicy założenia miasta połączone z I Świętem Roweru. Od razu wśród ?Relaksiaków? pojawia się adrenalina związana z decyzją ? jechać rowerem całą trasę czy tylko część? Dzielimy się według oceny własnej kondycji. W piątek z rana pakujemy manatki i grupa kilku osób rusza rowerami sprzed SP nr 3 w drogę. Jedziemy przez Parczew, Wisznice i Kodeń aż do Terespola. Tam czekamy na pozostałą część uczestników rajdu. Wolne chwile spędzamy, degustując - w przygranicznym lokalu - smaczne jedzenie i grzejąc się w promykach słońca. W końcu wszyscy spotykamy się, zasiadamy na rowery i kierujemy na przejście. Stanowimy dużą grupę (24 osób), ale nie jesteśmy sami. W tłumie mieszamy się z innymi rowerzystami ? później będziemy się jeszcze widzieć, integrować i razem jeździć. Przekraczamy granicę ? ?relikt? minionych czasów wzbudza wielkie emocje. Wjeżdżamy na monumentalną arterię Brześcia ? tam czeka już na nas prezes Stowarzyszenia RUCZEJOK -Misza Kużmieńczuk?, pilotuje nas aż do miejsca postoju. Dojeżdżamy do uroczego miejsca ulokowanego wśród zieleni drzew i błękitu wody. Obmywamy się z kurzu i zasiadamy do stołu. Czekają na nas ze świeżo uparowaną kaszą i - wszechobecnym w tych stronach ? kwasem chlebowym. Rozmawiamy, śmiejemy się, robimy zdjęcia, zapoznajemy z miejscową ludnością i cieszymy ze wspólnego towarzystwa. Ktoś decyduje się na kurs motorówką. Czas jechać dalej. Wjeżdżamy do centrum miasta, schodzimy z rowerów i spacerkiem zmierzamy do GOSTINICY STROITIELI. Tam kwaterujemy się. Ktoś małowymagający rzekłby: all inclusive. Większości jednak wydaje się, że mamy raczej do czynienia ze spartańskimi warunkami, ale w końcu szukamy przygody, nie ? wygody. Integrujemy się w pokojach, niektórzy wyruszają na zwiedzanie miasta. Sobota. Wypoczęci i rozentuzjazmowani spotykamy się przed budynkiem, a poranny zapał widać na twarzy każdego z nas. Z niecierpliwością czekamy na to, co przyniesie dzień. Ruszamy, oglądając - już przy dziennym świetle ? miasto. Zaskakują proporcje: duże budynki, szerokie ulice, ogrom otwartej przestrzeni. Trzeba zachować ten widok głęboko w pamięci, bo długo tego nie uświadczymy. Zbieramy się przy muzeum Twierdzy Brzeskiej, gdzie następuje otwarcie Święta Roweru. Widzimy wszystkich uczestników ? jest ich około 1500 osób. Organizator wita przybyłych gości, okazuje się, że nie jesteśmy jedyną grupą obcokrajowców. Można śmiało powiedzieć, że rajd ma charakter międzynarodowy. Przedstawiciele poszczególnych grup zabierają głos, przemawia także prezes ?Relaksu?. Kamery uwieczniają wszystko. Zaczyna się parada ulicami miasta. Jedziemy obserwowani przez licznie zgromadzonych widzów. Słyszymy głos z głośników, który zapowiada kolejne grupy. Machamy do siedzących i stojących uczestników obchodów uroczystości miasta. Trochę trąca to pochodem pierwszomajowym z okresu PRL. No nic, jedziemy, a drogę wskazuje palec Lenina ze stojącego przy ulicy pomnika. Doprawdy, dziwne uczucie. Dojeżdżamy do Fortu. Zapisujemy się i jako oficjalni uczestnicy święta wyjeżdżamy na pętlę. Dopisują humory, choć przygotowana trasa kojarzy się raczej z survivalem. Trzeba przyznać, że także słońce nas nie oszczędza. Zwiedzamy fort, oprowadza nas Igor. Kto może robi przerwę i na zacienionej resztce placu siada, kładzie się lub pije kwas chlebowy. Część grupy jedzie nad - położone niedaleko ? dzikie jezioro. Chyba najlepszy pomysł tego dnia ? schlapać się w chłodnej wodzie. Czas mija. Wyczekujemy godziny posiłku przygotowywanego przez grupę żołnierzy. Pyszna kasza i słodka herbata pomagają się zregenerować. Wyczekujemy znów, tym razem wręczenia nagród ? główna nie trafia w ręce Polaków, ale koleżanka zdobywa pamiątkową koszulkę. Dobre i to. Nadchodzi czas zakończenia imprezy, wszystkich uczestników eskortuje policja. Wracamy na miejsce głównego festynu. Niektórzy ruszają w miasto i biorą udział w koncercie, inni - odpoczywają w hotelu. Niedziela. Z samego rana jedziemy zwiedzić twierdzę. Stąd udajemy się na przejście graniczne. Żegnamy z naszymi białoruskimi znajomymi i robimy ostatnie zakupy. Trzeba pozbyć się tysięcy rubli, które obciążają niepotrzebnie portfele. Docieramy do ziemi polskiej. Śmiejemy się, już wspominamy i postanawiamy wrócić do Brześcia za rok.

Wszystkim uczestnikom dziękujemy za obecność i zapraszamy na kolejne imprezy organizowane przez ?Relaks?. Do zobaczenia?