Rajd rowerowy do Zwierzyńca - 22.05.2008 Drukuj

 

Roztocze 2008

 

W czwartek, 22 maja, tuż po uroczystościach Bożego Ciała, ruszamy na rajd szlakami Roztocza w składzie: Waldemar Kanar - nasz główny organizator i przewodnik, Kuba Duba, Paulina Grzywacz, Edyta Lewak, Sławka Domańska, Ania Zielińska i ja - Urszula Jedut. Dwoma samochodami - Waldek prowadzi busa, jadą nim też nasze rowery i bagaże, Sławcia część ekipy wiezie swoim małym samochodzikiem (chyba opel corsa ale mogę się mylić). Kierujemy się w stronę Zwierzyńca, a następnie na miejsce noclegu - do Obroczy. Pogoda dość kiepska, deszcz popaduje, a niebo mocno zachmurzone...

W Obroczy rozpakowujemy bagaże, zajmujemy pokoje. Dnia przed nami jeszcze dość, więc ruszamy do Zwierzyńca. Pierwszych kilka kilometrów leśną drogą, wierzymy Waldkowi, że to właściwy kierunek, docieramy do wsi Rudka, zatrzymujemy się nad zalewem i robimy fotki. I już w Zwierzyńcu. Mijamy kamień w formie prostopadłościanu, znajdujący się na skraju parku. To pamiątka plagi szarańczej z 1711 roku. Oglądamy kościółek na wodzie - pod wezwaniem św. Nepomucena. Zbudowany został przez rodzinę Zamojskich jako wotum dziękczynne za narodzenie syna. Pięknie usytuowany na wyspie Stawu Kościelnego. Następnie kierujemy się w stronę Stawów Echo. Po drodze mijamy zespół budynków administracji Ordynacji Zamojskiej, w tym starannie odremontowany dom plenipotenta - drewnianą, piętrową willę zbudowaną w stylu uzdrowiskowym oraz budynki browaru zwierzynieckiego. Ścieżką przez piękny bór sosnowy docieramy do Stawów Echo. Nie byłam w tym miejscu już kilka lat, zapomniałam zatem, jakie to urokliwe miejsce... Las sosnowy, szeroka piaszczysta plaża, krystalicznie czysta woda... Wczesny sezon, ludzi nie ma, wiec spokój niesamowity - tylko kumkanie żab, szum lasu... jego zapach. Obok - ostoja konika polskiego - potomka dzikich tarpanów. Wspinamy się na punkt widokowy, patrzymy na konie, wodę, lasy...
Pora wracać... Waldek prowadzi nas najkrótszą droga na miejsce noclegu. Odpoczynek, rozmowy, żarty, plany na dzień następny...
I już piątek.
Kierujemy się w stronę Szczebrzeszyna. Zatrzymujemy się w Topólczy, by obejrzeć kościółek, którego ołtarze w nawach bocznych zdobią ponad stuletnie ikony, odkryte podczas remontu kościoła. Kilka kilometrów dalej i zbaczamy nieco z trasy - kierujemy się do Kawęczyna. Mijamy pięknie usytuowaną wieś. Chwila odpoczynku przy ośrodku na skraju lasu, mała przekąska... wspinamy się jeszcze kilkadziesiąt metrów do pięknej kapliczki na wzgórzu. I wracamy na trasę do Szczebrzeszyna. Docieramy do miasta. Najpierw zdjęcia przy pomniku pewnego chrząszcza, który ponoć brzmi w trzcinie... I samo miasto - miejsce ścierania się różnych kultur i religii. O przeszłości świadczą pozostałe budowle: barokowy kościół Św. Katarzyny, cerkiew o obronnym charakterze z XV w., synagoga. Obrazu dopełnia jeden z najstarszych, żydowskich cmentarzy - kirkut ze swoimi macewami.
Ruszamy dalej. Celem naszej podróży jest Klemensów. Oglądamy piętrowy pałac z pierwszej połowy XVIII w. zbudowany z inicjatywy Teresy Zamoyskiej, z myślą o późniejszym potomku, którym okazał się Klemens Zamoyski (stąd też nazwa). Początkowo letnia rezydencja Zamojskich, potem ich główna siedziba, zajęty przez Niemców w czasie II wojny światowej, początkowo na kwatery, późnej na szpital polowy. Po upaństwowieniu dom pomocy społecznej. Swój rozwój zawdzięczał cukrowni "Klemensów", zlikwidowanej w 2004 r. Teraz, niestety, niszczeje... Obiekt usytuowany jest w pięknym parku w stylu angielskim z licznym, wielogatunkowym starodrzewiem.
Wracamy... Tego dnia odwiedzamy jeszcze zagrodę Guciów. To prywatny skansen na Roztoczu Środkowym - chałupa i dwa budynki gospodarcze, w których oglądamy ekspozycję etnograficzną i geologiczną, i restauracja serwująca regionalne przysmaki. Mamy ochotę na pierogi, które niestety, tego dnia "wyszły", zadawalamy się więc innymi pozycjami z jadłospisu.
I wracamy na kwaterę. Pogoda dobra, miejsce przecudne... rozpalamy ognisko, pieczemy kiełbaski. Robi się ciemno, nachodzi nas ochota na wycieczkę do Zwierzyńca...by obejrzeć kościółek na wodzie nocą, pięknie oświetlony. Na wycieczkę rowerami decydujemy się we troje - ja, Edyta i Waldek... i ruszamy drogą przez las... jest zupełnie ciemno... Tylko skrawek drogi w promieniu rowerowego oświetlenia. Waldek raczy nas opowieściami o wilkach... i wilkołakach... jest nieco strasznie... ale...uff...koniec lasu... a za chwil parę przy kościółku. Widok naprawdę niezwykły. Spotykamy rowerzystów z Sandomierza... Chwila rozmowy... wymiana adresów... Za chwile wpada na nas reszta ekipy - zrobiło im się smutno, więc przyjechali samochodem... siadamy w restauracji w Starym Młynie... miło gawędzimy... I powrót na miejsce noclegu. Asfaltem, ciemno jak diabli, droga chyba straszniejsza niż ta przez las... i już na miejscu. Aż dziw bierze, że może być tak ciemno na posesji...żadnych świateł, tylko gwiazdy... żadnego zgiełku... tylko cisza... pięknie... I dzień ostatni, dziś w planie Krasnobród. Pierwszy postój we wsi Bondyrz - naszą uwagę przykuwa piękny, drewniany kościółek. Mamy szczęście - wita nas proboszcz parafii - ksiądz Paweł Słonopas. Kapłan o niezwykłej osobowości - ksiądz poeta - autor 9 tomików poezji "pisanej sercem, a urzekającej prostotą myśli, optymizmem i ciepłem..." Opowiada o kościółku, o swojej duszpasterskiej pracy, obdarowuje nas tomikami swojej poezji... I ruszamy dalej w kierunku Krasnobrodu. Wjeżdżamy do miasta... mijamy po lewej basztę z wieżą widokowa. Kierujemy się do centrum. Barokowy zespół klasztorny dominikanów, w zabudowaniach klasztoru - Muzeum Wsi Krasnobrodzkiej. I ptaszarnia - taki mini ogród zoologiczny - z ciekawymi okazami ptactwa. Potem zwiedzamy barokowy Kościół pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny. I Kalwarię Krasnobrodzką - zalesiony plac za murem klasztornym - stacje Męki Pańskiej oraz centralnie usytuowana stacja Zmartwychwstania Pańskiego... Wszystko autorstwa ludowego artysty, wykonane z drewna lipowego. Piękną kasztanową aleją udajemy się jeszcze do Kaplicy na Wodzie, miejsca objawienia Matki Boskiej. Woda pod kaplicą ma właściwości lecznicze, nabieramy zatem w co się da... A potem krótki relaks nad Zalewem nad rzeką Wieprz. I powrót do Obroczy... i do Lubartowa...

 

u.j.