MIEJSKIE KOŁO TURYSTYKI ROWEROWEJ "RELAKS" STOWARZYSZENIE POŻYTKU PUBLICZNEGO

XI Międzynarodowy Rajd Rowerowy w Karpaty Rumuńskie - 22-31.07.2009 PDF Drukuj Email

 

Karpaty Południowe, Siedmiogród (Transylwania)

 

Wyruszyliśmy w naszą podróż 22.07.09 r. o godz. 5.00 rano. Pierwszy nocleg spędziliśmy na Węgrzech w Hajdudorog, gdzie skorzystaliśmy z leczniczych kąpieli w basenie zarówno po przyjeździe jak i przed wyruszeniem do Rumunii następnego dnia rano. Pogoda była piękna więc większość z nas zdecydowała spać pod gołym niebem. O 4.00 rano tych z "czujnym snem" obudził błysk aparatu. Tadzio dokumentował nasz pierwszy nocleg.
W czwartek 23.07.09 w Oradea wymieniliśmy Euro na Leje i zaczęła się nasza podróż po Transylwanii. Przez trzy noce stacjonowaliśmy nad zalewem w Cincis. Kemping z zewnątrz uroczy, domki w barwach biało - czerwonych z balkonikami. Wewnątrz standard raczej skromny, chociaż ceny nie najniższe. Z uwagi jednak, że w czteroosobowym domku mieszkaliśmy w ośmioro, średnia za noclegi spadła. Pomiędzy dwoma szeregami domków ustawione były stoły i ławy pod parasolami, co ułatwiało grupowe spędzanie czasu. Część uczestników wyprawy spała w namiotach. W piątek ruszyliśmy w pierwszą trasę rowerową. Wiodła ona początkowo drogą asfaltową wzdłuż zalewu a później bardzo różnie. Prowadził nasz sympatyczny kolega Piotr, ale nie zawsze z mapy można było wyczytać stopień trudności trasy. Kiedy kierowaliśmy się udeptanym traktem, mieszkaniec wioski skierował nas w innym kierunku, gdzie początkowo nie było widać żadnej drogi. Mieliśmy wrażenie, że jeździmy po ogrodach i sadach miejscowych ludzi. Trasa malownicza, ale było ciężko, bo oddechy jeszcze nie przystosowane do wysokości i wysiłku a upał bardzo doskwierał. Karolowi zepsuł się rower (wielotryb) i niestety musiał wrócić do bazy.

 

Sobota 25.07.09
Druga trasa do Hunedoary. Piękny średniowieczny, gotycki zamek Jana Hunyadego z XV w. Spotkaliśmy tam Polaka z Warszawy. Następnie wędrówka 15 km w górę w upale 35* C. Po trudach wspinaczki na górze niespodzianka. Mieliśmy okazję zobaczyć orszak weselny. Poczęstowano nas wódką weselną. Zjazd leśną, kamienistą drogą, ale widoki piękne. W dole, kiedy czekaliśmy na wszystkich kolejna niespodzianka. Miejscowi gospodarze częstowali nas jeszcze gorącym jabłecznikiem i jabłkami prosto spod jabłonki.

 

Niedziela 26.07.09
Jazda dosyć spokojna, dopiero przed miejscem noclegowym 3 km podjazd pod górę. Nocleg w miejscowości uzdrowiskowej Geoagiu - Bai w domkach kempingowych. Rano zwiedzanie miejscowości, picie wód źródlanych i wyjazd w dalszą trasę.

 

Poniedziałek 27.07.09
Trasa bardzo przyjemna wzdłuż rzeki, trochę pod górę, trochę z górki, widoki piękne. Docieramy do miejscowości Alba Julia, gdzie zwiedzamy potężną cytadelę oraz katedrę rzymsko - katolicką p.w św. Michała z grobowcami m.in. ks. Jana Hunyadego i królowej Izabeli Jagiellonki. Nocleg mamy na łące u miejscowych Rumunów. Spełnia się marzenie Tadzia, żeby zobaczyć jak oni mieszkają. Do naszej bazy namiotowej droga wiodła przez ogród warzywny i sad. Kołowaliśmy z namiotami między kapustą, kukurydzą i drzewami. Na nasze życzenie gospodarze zabili dwie kury, z których ugotowaliśmy rosół. Duży wkład w tym przedsięwzięciu miał Krzyś. Sławka z Hanią próbowały wykopać marchew z ogrodu, ale ziemia była tak twarda, że nie mogły w nią wbić motyki. Z pomocą im przyszedł gospodarz, któremu udało się wykopać trochę warzyw. Nie wiemy jak oni gotują rosół, bo gospodyni na poczynania naszych koleżanek czasami łapała się za głowę. Rosół jej jednak smakował, bo przy degustacji z aprobatą kiwała głową. Gospodarze pozwolili nam korzystać ze swojej kabiny natryskowej i biesiadować do późnych godzin na swoim podwórku. Domek, w którym mieszkali był bardzo ładny, za domem stodoła, w której przy dużym stole spożywaliśmy kolację, za stodołą letnia kuchnia, gdzie gotowaliśmy rosół i budynki gospodarcze z żywym inwentarzem. Dalej ogród, sad i nasze namioty.

 

Wtorek 28.07.09
Rano wyruszamy w dalszą trasę. W miejscowości Calnic zwiedzamy twierdzę obronną, bardzo ładnie zachowaną Jest tu kościół, z którego słychać dźwięki muzyki poważnej, jest muzeum ludowe ( kilimy, talerze, dzbany, ubiory, płaskorzeźby, kołowrotki, grafika itp.), stara studnia, piwnica z ogromnymi bekami na wino, można wejść na wieżę. Wszystko otoczone murami. Odpoczywamy na trawce w przyjemnym chłodku. Dalej nasza trasa wiodła w górę. Mijamy osady i wsie rumuńskie. Charakterystyczna zabudowa zarówno na wsiach jak i w miastach to kolorowe domy z czerwonymi dachówkami połączone wspólnymi bramami. Domy te mają dachy o różnych kształtach, z werandami na poddaszach, często z łukami, na nich charakterystyczne metalowe krzyże i szpice. Rynny ozdobnie zakończone, co daje doskonały efekt estetyczny. Okna i drzwi przyozdobione różnymi elementami dekoracyjnymi. W ciągu dnia okna zasłonięte drewnianymi żaluzjami. Dojeżdżamy do miejscowości Grybowa i rozglądamy się za noclegiem. Był tu dosyć elegancki hotel, ale właścicielka zażądała wysokiej opłaty, więc szukamy czegoś innego. I udało się, gdyż pozwolono nam się rozbić przy basenach. Następnego dnia postanowiliśmy wykorzystać to wspaniałe miejsce i trochę popływać i poopalać się. W miejscowości tej spotkaliśmy sześcioro polskich studentów podróżujących rowerami, którzy udawali się do Istambułu. Rozbijali się na dziko i bardzo chwalili Rumunów.

 

Środa 29.07.09
O godz. 15.00 grupa ruszyła dalej. Ja, Zosia i Lucyna postanowiłyśmy dotrzymać towarzystwa naszemu kierowcy Jackowi. Chyba postąpiłyśmy słusznie, bo jak się później dowiedziałyśmy, znowu była 13 km wspinaczka pod górę przy temperaturze blisko 40 stopni. Nocleg ponownie u Rumunów, tylko biedniejszych. Wpuścili nas na swoje podwórko a ponieważ nie mieli bieżącej wody, taszczyli ją w ogromnych kanistrach, żebyśmy się mogli nieco opłukać. Bieżącej wody nie było, ale skromna kabinka prysznicowa owszem. Wieczór udany i pomimo zmęczenia humory nam dopisywały.

 

Czwartek 30.07.09
Ostatnia trasa rowerowa. Po drodze zwiedzamy muzeum w miejscowości Sibiel. Grafika na szkle z motywami ludowymi, malowana przez wiejskich artystów z okolic. Księgi pisane cyrylicą, naszyjniki ręcznie robione, pisanki, ceramika, stroje ludowe. Częstym motywem na ikonach była postać św. Jerzego na koniu, patrona przyrody, zabijającego smoka oraz Chrystusa ułożonego na białym całunie, wokół którego zgromadzone były postacie. Charakterystyczne kolory na ikonach to czerwień, złoto i niebieski. Mijamy kolejne wsie, zachwycamy się krajobrazami. Znowu wspinaczka pod górę. Mijają nas ciężarówki, które wzbijają tumany kurzu. Jesteśmy już jednak zaprawieni i znosimy to już znacznie lepiej. Ostatni, długi zjazd serpentynami jest nagrodą za trudy wspinania. Nad strumieniem regenerujemy szybko siły i ruszamy dalej szukać miejsca na ostatni w Rumunii nocleg. Kemping jest przyjemny, są natryski z ciepłą wodą, jest miejsce do biesiadowania. Składamy rowery. Już samochodem udajemy się do pięknego miasta SIBIU. Jest tam bardzo ciekawa starówka, gdzie zachwycają zabytki, stary ratusz z XV w., katedra, prawosławna cerkiew metropolitalna św. Trójcy. Są tablice informujące, że miasto zostało wybrane w 2007r przez UNESCO za miasto kultury Europy. Szkoda, że mieliśmy tak mało czasu na zwiedzanie.

 

Piątek 31.07.09
Wyruszamy w drogę powrotną. Z okien busa podziwiamy jeszcze Karpaty, piękne krajobrazy. Droga wiedzie przez Turdę i miasto Cluj - Nappoca. Początkowo widzimy jego panoramę z góry, później wjeżdżamy do centrum. Mamy okazję zobaczyć z bliska, chociaż tylko z zewnątrz kościół rzymskokatolicki św. Michała w stylu gotyckim, pomnik Macieja Korwina i wiele innych zabytków. Poznaliśmy tylko małą część tego pięknego kraju. Część z nas jechała tam z dużym niepokojem. Zmieniliśmy zdanie, bo czuliśmy się w Rumunii bezpieczni i niemal na każdym kroku spotykaliśmy się z życzliwością ludzi. Byli i żebrzący, głównie dzieci, ale nie byli nachalni ani groźni. W mojej relacji wymieniłam tylko kilka miejscowości. Oczywiście było ich znacznie więcej, ale trudno spamiętać wszystkie. Widać w nich wpływy różnych kultur z różnych epok, co daje taki uroczy efekt. Jest wiele kościołów różnych wyznań, są piękne cerkwie, synagogi, meczety z minaretami. Widać było biedę ale i przepych, podobnie jak u nas. Każdy mógł podziwiać to, co lubi najbardziej. Naszą uwagę zwróciły liczne wille, bogato zdobione z błyszczącymi dachami o licznych wieżach i wieżyczkach. Uznaliśmy, że to pałace bogatych Rumunów pochodzenia cygańskiego. Na Węgrzech w Hajdudorog znowu kąpiel w leczniczych basenach, ostatnia wspólnie spędzona noc i powrót do Polski. Była to piękna wyprawa, która jak to zwykle bywa minęła zbyt szybko. Wszyscy uczestnicy spisali się świetnie, każdy wykazał się jakimś talentem. Osobiście odczuwałam ogromną pomoc i wsparcie niemal od każdego, za co bardzo dziękuję. W pojedynkę nigdy nie odważyłabym się na taką podróż i już wiem, co bym straciła.

 

Anka Z.